„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” – tymi słowami Apostoł Paweł rozpoczyna tzw. Hymn o miłości (1 Kor. 13). Umieszcza go pomiędzy rozdziałami, które mówią o darach Ducha Świętego w Kościele. Ostatni werset rozdziału 12-tego zapowiada temat miłości, a pierwszy 14-tego nakazuje dążyć do miłości i nie zaniedbywać darów Ducha Świętego. Nie jest więc przypadkiem usytuowanie tematu miłości w dyskursie o darach Ducha Świętego, które wskazują nam inną rzeczywistość.
Czy w obecnej naszej rzeczywistości jesteśmy zdolni zrozumieć przesłanie o miłości? Apostoł używa metafory zwierciadła na cząstkowe, niewyraźne rozumienie tych spraw. Zaznacza, że pełnia poznania będzie naszym udziałem, gdy staniemy w Królestwie Niebieskim twarzą w twarz z Bogiem. Zwierciadło w I wieku był kawałkiem polerowanego metalu, nie dość doskonałym dla oka jak choćby najtańsze dziś lusterko kupione w supermarkecie. Szkło było znane i służyło m.in. do szklenia okien, ale nie dawało tej transparentności co dziś. Grecki filozof Platon tłumacząc kwestię poznania człowieka używa obrazu jaskini, a w niej mężczyzn siedzących przy ognisku. Ich postaci rzucają cienie na porowate skalne ściany. Widzimy zarysy postaci, ale nie widzimy, ani ich twarzy, ani koloru ubrań, ani innych detali. Takie jest nasze poznanie dziś. Pełne stanie się, gdy rozświetli je promieniująca obecność Chrystusa.
Dlatego koryntianie z powodu niedojrzałości i braku świadomości niepełnego poznania spraw byli skłonni więcej uwagi poświęcać mówieniu językami czy prorokowaniu niż wierze czynnej w miłości (Gal 5,6). Apostoł podaje przykłady czym miłość jest i czym nie jest choć nie podaje jej definicji wprost: „… jest cierpliwa, dobrotliwa, nie zazdrości, nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości…” (1 Kor 13, 4-6a). Na nic mi się nie przyda nawet wiara przenosząca góry ani dar języków, które wobec braku miłości brzmią jak dzwonki miedziane i cymbały w pogańskich świątyniach: głucho i niepotrzebnie.
Człowiek bez miłości jest jak czarna dziura w kosmosie, podobnie przyciągający wszystko do siebie jak jej silne pole grawitacyjne zapobiegające wydostaniu się nawet światła. Nic nie jest w stanie się wydostać na zewnątrz dla drugie człowieka z kogoś, kto nie żyje miłością. Ktoś taki przeczy przykazaniu, które w Mt 22 przywołuje Pana Jezus, mówiąc o miłości bliźniego, ale też o nieograniczonej niczym miłości do Boga. Człowiek bez miłości jest sam dla siebie bóstwem. Dlatego przeciwieństwem miłości nie jest w nas tyle nienawiść, zawiść, niechęć czy obojętność wobec potrzebującego. Jest nim przede wszystkim nasze nadymanie się (1 Kor 13,4), czyli nasza pycha. Ona potrafi sprawić, że jesteśmy zdolni do pozoru miłości, do jej udawania, do nieszczerego budowania własnego wizerunku wobec ludzi: „I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże (1 Kor 13,3).
Cóż po proroctwach, gdy będę oglądać Boga twarzą w twarz; po wiedzy, gdy wszystkie zjawiska w świecie zrozumiem; cóż po językach, gdy wszyscy jednakowo będziemy uwielbiać Pana?! Każde nasze poznanie ma swoje ziemskie ograniczenie i swój kres. Jedynie miłość nie! Ona nigdy nie ustanie (1 Kor 13,8).
„Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość. Z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13,13). Nie dlatego żeby wiara nie była fundamentem naszej relacji z Bogiem, a nadzieja nie rozświetlała nam radośnie drogi w trudne dni. One są kluczowe. Miłość jest najważniejsza, bo jest koroną naszego uświęcenia. Wprawdzie Apostoł Paweł nie definiuje wprost miłości w 1 Kor 13, ale robi to Apostoł Jan: „Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (1 Jan 4,8). Tacy bądźmy: w czynach głośmy Ewangelię, świadcząc o naszym nowym narodzeniu dla Pana!