W jakże niepewnych czasach żyjemy! Świat od czasu zakończenia drugiej wojny chyba nigdy nie był tak zagrożony kolejnym światowym konfliktem. Nikt nie potrafi dzisiaj przewidzieć, co z tego wyniknie, jakie będą dalsze losy ludzkości. Wskutek tych wojen i konfliktów giną nie tylko żołnierze, ale cierpią również cywile. Na miejscu pomocy udzielają im organizacje międzynarodowe, nie nadążając zaspokoić tak podstawowych potrzeb jak chleb, dach nad głową czy leki.
Spójrzmy o ileż skuteczniej zatroszczył się Pan Jezus o to, aby ci którzy chcieli słuchać Jego nauki nie byli głodni. Zeszli się z różnych stron, pokonali wiele kilometrów, pozostawili swoje domy i zajęcia i podjęli trud odnalezienia Go. Jezus spoglądał na nich. Był z tym tłumem od trzech dni. Była w Nim troska o nich i pragnienie niesienia pomocy. Ale gdy ulitował się nad tłumem, chcąc mu dać coś do jedzenia, uczniowie natychmiast wskazali trudności nie do pokonania. Oni widzieli tylko pustynne miejsce, na którym w promieniu kilku kilometrów nie można było nic kupić. Jakby nie pamiętali cudu rozmnożenia chleba i ryb dla pięciu tysięcy Żydów. Dlatego Pan ponownie skonfrontował ich z tym samym problemem. Wskazał, że w trudnych sytuacjach nigdy nie należy się poddawać własnym ograniczeniom, a szukać Bożego wsparcia. I dowiódł im, że problem z Bożej perspektywy można rozwiązać. Tym razem dokonał tego na ziemiach pogan - dokładnie tak jak wcześniej nakarmił pięciotysięczny tłum prawowiernych Żydów.
Czy nie jest zatem uzasadnione, abyśmy w nakarmieniu pięciu tysięcy widzieli nadzieję chleba Słowa Bożego dla Żydów a w nakarmieniu czterech tysięcy dla pogan?! Jeśli zestawimy obok siebie te dwa wydarzenia, to na ich tle dostrzegamy zapowiedź i symbol tego, że Pan Jezus przyszedł nie tylko, aby zaspokoić głód duchowy Żydów ale i pogan. W Panu Jezusie Ojciec prawdziwie otwiera swe ramiona dla odkupienia każdego grzesznego człowieka głodnego Jego Słowa.