„Jeśli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; a jeśli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze” (Obj 22, 18-19).
Kolacja w restauracji. Pożegnanie w kręgu kolegów z pracy. Kelner przyjmuje zamówienie. Mój znajomy zamawia: „placki ziemniaczane, ale bez ziemniaków”. Czyż nie brzmi to dziwnie? Placki ziemniaczane bez ziemniaków? Przecież brakuje w tym najważniejszego składnika – nieprawdaż?
Czy może traktujemy Biblię w podobny sposób? „Ależ oczywiście, to bardzo wartościowa Księga, ale proszę bez opisu stworzenia (gdyż już dawno zostało podważone naukowo), bez dziesięciu przykazań (które ograniczają moją wolność) oraz bez cudów (ponieważ są zupełnie niewiarygodne). Aha, no i jeszcze bez krzyża (bo zakłóca dialog pomiędzy religiami). Również listy Pawła powinno się usunąć, są bowiem jedynie jego osobistymi naukami i wyobrażeniami o obowiązującej moralności. Dziękuję, to by było na tyle. Taka Biblia mogłaby mi się podobać”.
Co chcielibyśmy osiągnąć z taką Biblią? A co z Bogiem, którego „wykroiliśmy” sobie na swój wymiar? Czy może pomóc nam eksperymentalne lekarstwo sporządzone samodzielnie i domowym sposobem? Albo czy dojdziemy do celu, gdy sami wymyślimy sobie wskazówki prowadzące nas do niego? Bóg pozwolił spisać swoje słowa w Biblii i mówi przez nią do nas. Nie wolno nam do niej nic dodawać, ani nic ujmować, gdyż „całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowania w sprawiedliwości” (2 Tm, 3,16).